Nocne zdjęcia zorzy nad Kirkjufell pominę milczeniem. Nie warto było zarywać nocy. Ale co zrobić gdy dwójka napalonych Anglików obudził nas w nocy wykrzykując „zorza, zorza” w języku Szekspira? Zorza była słaba i ledwo widoczna, zwłaszcza na aparatach z nieco starszą technologią. Ale była, to fakt.
Po zorzy przeszedł czas na nieco dłuższy sen. W namiocie było całkiem ciepło, a do snu kołysankę śpiewał przepływający obok strumyk. Na wschodzące słońce czekaliśmy już dobrą godzinę przez wschodem niemrawo wspierając się na statywach. Wschodu nie zaobserwowano, za to zaczął siąpić deszczyk. W tych okolicznościach przyrody trzeba było się znacznie wysilić aby popełnić jakieś zdjęcia. Nie było łatwo. Ale efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Po śniadaniu trzeba było podjąć strategiczne decyzje. Pogoda nie była zachęcająca, ale zachód zapowiadał się obiecująco – przynajmniej według prognozy pogody. Postanowiliśmy zatem kontynuować nasz plan i zając się eksploracją półwyspu Snaefellsnes.
Półwysep ma niesamowity potencjał i wystarczy tylko dobra, fotograficzna pogoda, aby wiele z niego wyciągnąć. Niestety nie dane nam było tego doświadczyć, choć próbowaliśmy. To co mnie najbardziej urzekło, to pola lawowe oraz bazaltowe wybrzeże. Na wybrzeży chcieliśmy znaleźć słynny łuk. Ale 4 facetów po studiach nie dało rady w sposób właściwy odczytać mapy. Zamiast w lewo, skręciliśmy w prawo i przez dobrą godzinę miotaliśmy się pośród skał. Szkoda słów.
Wobec takiego dyktatu pogody postanowiliśmy nie czekać na zachód, który był mocno wątpliwy i rozpoczęliśmy podróż do wodospadu Godafoss. jazda była ostra – czasami po asfalcie, czasami po szutrze i koleinach. Ostatecznie po kilku godzinach dotarliśmy już po ciemku na miejsce. Z oddali słychać było szum spadającej z wysokości wody. Po wieczornym posiłku przyszedł czas na sen.
Leave a reply