Zima wygnała mnie w plener.
Jak tylko wyzdrowiałem (dzięki wspaniałej opiece Najwspanialszej z Żon), to od razu pognałem w teren. Ujemne temperatury gwarantowały krę na Warcie oraz parowanie wody. Jeśli dodamy do tego promienie wschodzącego słońca, to możemy być pewni magicznych scen. Ot, choćby takiej.
Mam takie miejsce nad Wartą, gdzie słońce wstaje nad rzeką, rzeka dodatkowo skręca i wszędzie na dodatek stoją wierzby.
Szybki rzut oka na ICM i decyzja zapadła – jadę w piątek przed pracą. Wschód jest na tyle wcześnie, że spokojnie zdążę do pracy po zdjęciach. Na miejscu jestem o 6.05. To co zobaczyłem wzbudza mój lekki niepokój – Warta rozlała, a wszystko skuwa lód. Rzeka jednak płynie w oddali i słychać szum trącej o siebie kry. Boję się tego lodu – nie wiem jakiej jest grubości i czy gdzieś się pode mną nie załamię. Nie poddaję się jednak – rozsuwam statyw aby w razie czego móc się na nim zaprzeć i powoli idę w kierunku rzeki. Lód jest jednak gruby – widać że powstawał etapami, gdyż często można zobaczyć wcześniejsze pokłady lodu. Często lód jest przezroczysty, a pod nim widnieją zamrożone rośliny. Wygląda to bajecznie.
Jest zimo – na termometrze samochodu było minus 16 stopni. Robię zdjęcia na długich czasach. Bawię się też trochę cyfrówką. Wreszcie wstaje słońce, opary znad rzeki intensyfikują się – zaczyna się magiczne widowisko. Wszystko wokół płonie to różem, to czerwienią, to wreszcie żółtym kolorem. A wcześniej wszystko było niebieskie.
W sobotę, czyli dzisiaj, znowu wracam na to same miejsce. Mam już w głowie inne kadry. Tym razem jedzie ze mną Bronek. I znowu jest bardzo ciekawie. Nie ma już co prawda takich oparów, ale jest mnóstwo różnorodnych lodowych form, które aż się proszą o zdjęcie.
Pomimo zimna i wczesnej pory warto było wstać. Oj warto było.
Czy będzie trzeci raz? Zdjęcie poniżej by Bronek :-)
Obok prezentuję kilka zdjęć z tych dwóch poranków – wszystkie zrobione cyfrówką, raczej w ramach zabaw, niż prawdziwej fotografii. Te prawdziwe zdjęcia są na slajdzie :-).
Leave a reply