Wpis może nie do końca fotograficzny (choć zdjęcia temu przeczą), ale postanowiłem się Was zapytać. Możecie uda mi się rozwikłać tą zagadkę.
A dotyczy ona … surferów. Tak. Panów i Pań z długimi kawałkami deski, którzy rzucają się na fale. Im większe tym lepsze. O, taka jak ta poniższa, pewnie się nada.
Surferzy zawsze kojarzyli mi się z falami. Nie zliczę zdjęć i filmów, które widziałem, na których wspinali się na fale, aby po chwili sunąć wzdłuż niej na swojej desce. Oczywiście nie każda fala się nadawała. Czasami trzeba było na nią czekać całkiem długo. No ale zawsze się w końcu pojawiała.
w Portugali i ostatnio na Lofotach spotkałem natomiast inną odmianę surfingu. Polega on na tym, że człowiek wchodzi do wody. Z deską oczywiście. Czasami musi być jeszcze odpowiednio ubrany. O, jak ten Pan poniżej, który postanowił sobie popływać w wodzie arktycznych Lofotów. Całe 4 stopnie ciepła. Nie dziwię się, że wdział piankę. Choć za ciepło to i tak zapewne nie było. Wiem coś o tym.
Otóż z moich obserwacji wynika, iż ten „odłam” surferów wcale nie jest zainteresowany falami. Jakimikolwiek. Po prostu surferzy unoszą się bezwolnie na wodzie. Prąd ich porywa. I tak tkwią godzinami w wodzie. Słońce znika za horyzontem, zapada zmierzch, robi się naprawdę ciemno. A oni trwają. I nawet nie próbują porywać się na fale.
Widziałem takie zachowanie w Portugalii i teraz na Lofotach. O co chodzi? Dlaczego nie łapią fali? No i dlaczego zostają w wodzie do tak późnych godzin, gdzie już naprawdę nic nie widać? Czy ktoś ma może odpowiedzi na te pytania?
Leave a reply