Uff, właśnie wróciliśmy z prawie dwutygodniowego wypadu do Irlandii. Rodzinnego. Ale, żeby nie było, to miałem oczywiście aparat (nawet nie jeden) i trochę slajdów w torbie :-). Strasznie to wszystko było ciężkie. Ale i tak z miłą chęcią nosiłem cały ten kram ostrożnie stąpając po ścieżkach prowadzących wzdłuż klifów (a te w Irlandii potrafią być wysokie). Tematem przewodnim (fotograficznym) były – jak łatwo się domyśleć – klify i ich połączenie z wodą.
Dużo zdjęć powstało na długich czasach – najdłuższe naświetlanie trwało 20 minut (ze względu na reciprocity failure na slajdach długie czasu wymagają korekty naświetlania na „+” co jeszcze bardziej wydłuża czas naświetlenia)! Tym razem nie popełniłem błędów popełnionych przy poprzednim wyjeździe.
Miałem jedne bajeczny wręcz zachód słońca. Co więcej, byłem we właściwym miejscu, o właściwej porze. Wszystko zgrało się niesamowicie. Byłem na tyle wcześnie, że mogłem sobie powybierać kadry i później tylko realizowałem swój plan. Światła było na całe 45 minut i w tym czasie uwijałem się jak mogłem :-). Dał się we znaki brak drugiego analogowego body – musiałem zmieniać obiektywy, a tak do jednego body jest podpięty teleobiektyw, a do drugiego szeroka stałka – najczęściej 28/2. Zrobiłem półtora rolki (dla młodych adeptów sztuki – rolka ma 36 zdjęć :-), co dla mnie jest czymś niezwykłym i plasuje ten zachód w okolicach dobrego fotograficznego spektaklu.
Jeśli chcecie pofotografować trochę Irlandię i uwiecznić jej morsko-górskie krajobrazy to zdecydowanie polecam:
– półwysep Dingle – niesamowite połączenie oceanu, małych plaż ze skałami i jednych z najwyższych gór Irlandii; a wszystko to w zasięgi ręki i dosłownie kilkunastu minut jazdy samochodem (jeżeli się mieszka na końcu półwyspu); to było nasza druga wizyta na półwyspie i tylko potwierdziła jego wyjątkowy charakter;
– Loop Head – półwysep na zachodzie Irlandii; jeśli możecie wynajmijcie dom latarnika przy latarni; mieszkaliśmy w takim domu i było to niesamowite; pracująca przez noc latarnia dodawała miejscu niesamowitego klimatu, podobnie jak izolacja i brak sąsiadów; a dodatkowo, tuż ą za bramą posesji, czekał na nas świat klifów – dziesiątek kilometrów; w połączeniu z zachodzącym słońcem daje to niezwykłą mieszankę dla fotografujących; niestety za bramą posesji czekała na nas też liczna armia kleszczy – w jeden dzień nie wiało i naliczyłem 8 bandytów na swoim ciele; trzeba więc być ostrożnym;
– Connemara – park narodowy będący połączeniem gór, jezior i plaż; znalazłem piękne miejscówki o potężnym potencjale fotograficznym.
Wszystko to było okraszone irlandzką pogodą – czyli chmurami, deszczem i słońcem. Dodawało to atmosfery odwiedzanym miejscom i nadawało fotografowaniu nieco innego wymiaru. Nie zliczę ilości widzianych tęcz, w tym podwójnych, czy fotografowaniu w deszczu podczas gdy wokół nas wszystko było oświetlone miękkim światłem.
Jednym słowem Irlandia nas nie zawiodła. No, może za wyjątkiem jedzenia – jest dosyć monotonne i niewiele różni się od angielskiego. Przez miesiąc zatem nie będzie żadnej smażaniny, o frytkach nawet nie wspominam :-).
Na wyjedzie miałem też cyfrówkę. Ale powiem szczerze, że znowu nie zrobiłem nią prawie żadnych zdjęć (nie licząc rodzinnych). Krajobrazowych – raptem kilkanaście. Próbka i zapowiedzieć tego co będzie na slajdach – poniżej :-).
11 komentarzy
Szczerze nie mogę się doczekać Twoich zdjęć z tych znanych mi okolic! Powiedz, a delfin z Dingle nadal jest tak dużą atrakcją turystyczną?? :-D
Ja też nie mogę się doczekać :-). Slajdy dzisiaj poleciały do wołania.
A Fungie ma się dobrze – cały czas wiernie pokazuje się turystom (chyba już od lat osiemdziesiątych). Niestety nie dane nam było go zobaczyć – popłynęliśmy na Great Blasket :-). Bardzo lubimy Dingle. Szczególnie te malutkie plaże.
Żałuję, że jak tam byłam, to jeszcze nie fotografowałam tak jak teraz…. ale zdjęcia 'Fungiego’ mam! Jeszcze małpką robione ;-) To właśnie w Irlandii zaczęłam na poważnie myśleć o kupieniu aparatu i o fotografii przyrodniczej… Teraz należałoby tam wrócić :-)
Ale super. Już czekam Łukaszu na zaproszenie.Bardzo jestem ciekaw tych długich czasów. Będzie wypas tak czuję. :-)
To można gdzieś zerknąć na te sklajdy? A na marginesie, Płw. Dingle jest piękny. Moja żona się w nim zakochała
Błażeju, niektóre ze zeskanowanych slajdów można zobaczyć w galerii: https://kuczkowski.net/galerie/irlandia-nowa/
Reszta oczywiście na slajdach w domowym zaciszu :-).
Dzięki za błyskawiczną odpowiedź. Zdjęcia widziałem. Po cichu liczyłem na taką relację pisaną jak ta z waszego pierwszego wypadu. Pięknie się czytało. Dzięki twojej stronie chodzi mi po głowie jedna myśl. Zakup (ponowny) analogowej Minolty. Którą polecasz? Nigdy nie fotografowałem na slajdach. Doskonale rozumiem, że talent to zasadniczy element przy konkretnych ujęciach ale plastyka, kolory na twoich fotografiach to zapewne zasługa, oprócz światła, przeźroczy.
Błażej, dziękuję za miły komentarz. Relacji z kolejnego wyjazdu do Irlandii nie będzie. Niestety. Ale może napiszę jeszcze jedną krótką relację z takiego zdjęciowego dnia w poszukiwania światła. Chyba tak właśnie zrobię :-).
Dingle jest rzeczywiście piękny – byłem tam już dwa razy i za każdym razem odkrywam ten półwysep na nowo.
Co do slajdów i aparatu – zdecydowanie polecam Minolta 7. To półprofesjonalna lustrzanka – moim zdaniem najlepsza puszka Minolty. Mam ich … cztery (jedna została na części po nowozelandzkiej wyprawie ;-(. Wspaniały aparat. Początki ze slajdami zawsze są trudne. Ale jeśli te trudności przezwyciężysz, to dostaniesz obraz jakiego nie oferuje żadna cyfrówka. I nie chodzi mi tutaj o czysto techniczny aspekt – po prostu obraz jest jedyny w swoim rodzaju ze wszystkimi wadami i zaletami. Skany na mojej stronie, choć się bardzo staram, są zaledwie imitacją tych obrazów. Pozdrawiam!
Dziękuję. Myślę, że kiedyś spróbuję powtórnie z analogiem. Mam parę pytań odnośnie wyprawy na Dingle więc pozwolę sobie drogą mailową je zadać
Minęły 2 lata i Minolta 7 nabyta. Ale nie wiem czy odważę się zabrać ją ze sobą do Irlandii. Bez doświadczenia w analogowym fotografowaniu slajdami pewnie nic by z tego nie wyszło.
Bardzo zła strategia. Bierz Minoltę i slajd. To będzie najlepsze co możesz zrobić. Ustaw -0,3EV na korekcji, zapodaj segmentowy pomiar światła (matryca – plaster miodu) i działaj. Jeśli masz polara – nakręć i nie ściągaj. Zredukujesz nadmierne różnice w EV. Życzę dobrego światła. Zaskoczysz się – będziesz zadowolony.