Słońce zaszło za horyzontem już dobre kilkadziesiąt minut temu. Jego ostatnie promienie muskały jeszcze niskie, podłużne chmury wiszące nad graniami zachodnich Tatr. Wiatr wciskał się w każdą szczelinę mojego zimowego kombinezonu. Raki skrzypiały wbijając się w zlodowaciały śnieg szczytu. Było coraz zimniej, a wiatr wzmagał się z każdą sekundą. Mrok otaczał mnie coraz ciaśniej jakby wypędzając ze szczytu.
Pomimo tego postanowiłem wyzwolić jeszcze jedną klatkę. Ponad trzyminutowe naświetlanie pozwoliło mi odetchnąć i nacieszyć się samotnością na szczycie. Koledzy już zeszli – miałem jedynie nadzieję, że poczekają na mnie na granicy lasu. Od strony Tatr Wysokich nadciągała prawdziwa ciemność. Widać było jeszcze granie i chmury niesamowitych kształtów. To już jednak ostatnie podrygi światła dzisiejszego dnia. Za chwilę wszystko co mnie otacza będzie już we władaniu królestwa ciemności.
Dźwięk opadającego lustra przypomniał mi, że czas schodzić. Szybko pakuję sprzęt do plecaka. Sprawdzam raki, bez których nie miałbym zapewne co marzyć o szybkim zejściu – szlak jest bowiem prawie w całości oblodzony lub pokryty skorupą twardego śniegu. Rozkładam kije trekingowe, które odciążą moje kolana. Nie jestem w dobrej formie – mam obtarte obie stopy od wczorajszego, nocnego zejścia z Kasprowego Wierchu. Muszę jednak zacisnąć zęby. Włączam czołówkę, sprawdzam zapięcia plecaka i ruszam w dół …
… To już nasz drugi dzień w Tatrach. Razem z Karolem i Jakubem polujemy na inwersję i co lepsze kadry. Pierwszy zachód Słońca spędzamy na Kasprowym Wierchu, gdzie …
c.d.n. :-)
Leave a reply