Narada trwała długo. Ścierały się dwie opcje. Pierwsza zakładała marsz granią Czerwonych Wierchów na Krzesanicę, gdzie mielibyśmy powtórzyć świt. Opcja ta wymagała wielogodzinnego marszu z ciężkimi plecakami. Jak nie trudno się domyśleć, byłem orędownikiem tej właśnie opcji. Od razu też pojawiła się opcja przeciwna – zróbmy coś lekkiego, co nie będzie wymagało spania na grani i wielogodzinnych marszów :-). No i tak zostałem przekonany do świtu na Trzech Koronach.
Przyszło nam zatem pożegnać Tatry. Po sutym, acz zimnym posiłku na Przełęczy pod Świnicą ruszyliśmy w kierunku Kasprowego Wierchu. Niczym prawdziwi górscy turyście zamierzaliśmy zjechać kolejką do dolnej stacji :-). Ale kto nie nosi na plecach 20 kg sprzętu ten nie wie co to za wysiłek. Droga w dół do Zakopanego przez Murowaniec wcale nas nie kręciła. Do dzisiaj pamiętam nasze nocne, zimowe zejście z Kasprowego do Murowańca i ten smak piwa :-).
Drogę do kolejki pokonaliśmy wśród tabunów turystów. Każdej chwili przybywali nowi, a szczyt odwiedzin jeszcze nie nastąpił. Udało się zając stolik na zewnątrz – opalając się mogliśmy podziwiać widoki na Świnicę. Czas było się jednak zwijać na dół. Po kilkunastu minutach wychodziliśmy już z dolnej stacji kolejki. Przed nami las głów – to straceńcy czekają na wjazd kolejką na Kasprowy. Od taksówkarza dowiedzieliśmy się, że kolejka jest na 5 godzin (sic!). Nie rozumiem tego – jak można stać 5 godzin w kolejce. W tym samym czasie można wejść, napić się na górze piwa i zejść. A jaki pożytek dla kondycji i zdrowia :-).
Na parkingu pierwsza niespodzianka – wyczerpany akumulator w samochodzie Kuby. Trzeba będzie wziąć na pych, a mały fiacik to nie jest. Parkingowy, a jakże – pomaga. Ale za otwarcie bramy (nawet nie pcha samochodu), życzy sobie pieniędzy. Góralską pazerność można spotkać na każdym kroku. Oczywiście dostaje figę z makiem.
Odpalamy i szczęśliwi jedziemy do Murzasichla poszukać kwatery. Plan jest bowiem taki, aby doprowadzić się do porządku, przespać się i w nocy pojechać na Trzy Korony. Pomimo tego, że to wrzesień, znalezienie kwatery graniczy z cudem. Wszystko nieczynne. Ostatecznie dostajemy dwa pokoje w pensjonacie. Zaraz potem udajemy się na poszukiwanie knajpy. Sytuacja podobna jak z noclegiem. Ostatecznie udaje nam się znaleźć karczmę i po kilkudziesięciu minutach czekania możemy uznać się za nasyconych. Prysznic i sen jest oczywiście naturalną konsekwencją.
Kolejna część jest dostępna tutaj.
Leave a reply