… oczywiście na chwilę :-).
Tuż na początku września dałem się namówić Karolowi (który nota bene jest pierwszym ptasiarzem pośród fotografujących krajobraz – dowody znajdują się tutaj) na podglądanie żurawi. Oczywiście podglądanie nie miało być bezinteresowne – każdy z nas zamierzał zrobić kilka zdjęć, o ile tylko żurawie będą chciały współpracować.
Po uzgodnieniu szczegółów rano ruszyłem do Konina. „Rano” to oczywiście eufemizm – była to 2.30 w nocy! Po godzinie byłem już w mieście, gdzie czekał na mnie Karol. Ruszyliśmy razem na niewielkie stawy powstałe w wyniku działania pobliskiej elektrowni. Po 15 zakrętach nie wiedziałem kompletnie gdzie jestem. Karol znał jednak te tereny jak własną kieszeń byłem zatem w dobrych rękach.
Po zaparkowaniu samochodu czekał nas jeszcze kilkuminutowy intensywny spacer. Nad nami widoczne były gwiazdy, ale wokół powoli ścieliła się niska mgła. Szliśmy coraz ciszej mieliśmy bowiem świadomość, że gdzieś niedaleko mogą nocować żurawie. Karol przygotował wcześniej nasze czatownie. Mi przypadło schronienie na niewielkim zboczu z widokiem na pobliski staw. Wejście do czatowni nie było wcale łatwe z całym tym sprzętem, ale dałem radę. Na miejscu umościłem się możliwie najwygodniej. Nałożyłem na siebie siatkę masująca (dawała trochę ciepła – było całkiem zimno). Możliwie najciszej ustawiłem na statywie aparat z teleobiektywem i wysunąłem go przez otwór czatowni. Wokół mnie pełno było jakiś kujących roślinek, które nieco utrudniały mi życie. Było jeszcze ciemno, ale od stawu niósł się głos kaczek. Intensywnie rozmawiały. Byłem ciekawy o czym? Może o dwóch zbliżających się w nocy wariatach w siatkach maskujących? Żurawi jak na razie nie było widać, ale od czasu do czasu potwierdzały swoją obecność gardłowym krzykiem. Nie pozostało mi nic innego jak czekać. Karol czaił się gdzieś w ciemnościach na grobli.
Nigdy nie byłem tak blisko żurawi. Doświadczenie było niesamowite nawet gdy ich nie widziałem z powodu zalegającej ciemności i mgły. Ich charakterystyczny krzyk niósł się jednak daleko. Był piękny, ale zarazem taki złowróżbny.
Powoli wstawał świt. Zacząłem dostrzegać pierwsze kaczki. Byłem chyba dobrze ukryty, gdyż nie reagowały na moją osobę. Żurawi nie było widać, ale nadal bardzo dobrze je słyszałem. Musiały być tuż za warstwą mgły.
Słońce jedynie ie zwiększyło kobierzec mgły. Widziałem jeszcze mniej. Żurawie zaczynały powoli podlatywać na żerowiska. Po kilka, kilkanaście. Da szczęście dla mnie ich star odbywał się tuż przed moją czatownią. Od czasu do czasu widziałem zatem klucze przelatujących nisko żurawi. I na to czekałem. Ustawiłem wcześniej wszystko na aparacie i jak tylko słyszałem nadlatujące ptaki, to puszczałem serię w powietrze. Ot, z fotografią ma to mało co wspólnego, ale tak działają ptasiarze. Aparat grzał się od zapisywania RAWów :-).
Po kilkunastu minutach spektakl się skończył. Zaczęły nawet odlatywać kaczki. Wypełzłem z czatowni i udałem się na poszukiwanie Karola. Po chwili spotkaliśmy się na grobli. On tez niewiele widział. Osobiście wyjazd uważam za bardzo udany. Mogłem z bliska posłuchać żurawi, zaznać życia w czatowni i zrobić nawet zdjęcia. O takie np.:
Podziękowania dla Karola!
Leave a reply