Kilka dni temu dostałem wywołane slajdy z Islandii. Wczoraj usiadłem sobie z nimi na podświetlarce z lupką. Nadszedł czas zmierzyć się z własnymi umiejętnościami fotograficznymi. Slajd nie przebacza. Albo jest perfekcyjnie, albo nie. Koniec, kropka. Nie ma półśrodków.
Uwielbiam te chwile niepewności – nie wiem przecież, czy dobrze naświetliłem, czy kadr jest właściwy, czy horyzont prosty, czy wszystkie elementy obrazu do siebie pasują. Ale to w fotografii analogowej ma swój urok. Slajdy to dla mnie analogia do ruchu slow food w jedzeniu.
Wróćmy jednak do tego, co leżało na przeglądarce.
Powiem jedno – zatopiłem się w tych obrazach. Urzekły mnie kolory i głębia obrazów. Patrzyłem przez lupkę i wręcz czułem to zimno bijące z kawałków lodu rozsianych na plaży. Słyszałem odgłos skrzypiącego śniegu wysoko w górach. Nie mam takich odczuć, gdy patrzę na moje cyfrowe kadry. Szczególnie wtedy, gdy muszę je jeszcze poprawiać – podbić kontrast czy saturację. Na slajdzie wszystko mam dane. Ostatecznie.
Oczywiście są też kadry nieudane, źle naświetlone, itp. Ot, jak to w fotografii. Ale tych kilka klatek niesamowicie mną zawładnęło. Cieszę się, że nadal w plecaku podróżuje ze mną mój slajdolot (firmy Mamiya) i pozwala mi zatracać się w obrazach, które kreujemy wspólnie.
Być może w sobotę obejrzę te slajdy na ścianie :-).
Polecam spróbować.
Musicie mi wybaczyć ten słaby skan, ale nie dysponuję jeszcze dobrym skanerem do średniego formatu. To może się wkrótce zmieni :-). A nie mogłem się powstrzymać :-).
2 komentarze
Rzadko to piszę ale szczena opada. Co za kolory
Ja to wiem i Ty to wiesz ;)) Twoje spojrzenie, Twój materiał, chwila pełnej koncentracji i skupienia bo błąd będzie nie do naprawienia i wreszcie efekt końcowy……Ściana i tylko ściana!!! ;))) Bo aparat cyfrowy czyt. skaner nie daje rady zrobić dobrego zdjęcia slajdu ;))) Pozdrawiam.