Dzisiaj zakończyłem wieloletnią przygodę ze slajdami małego obrazka. Aż łza mi się zakręciła w oku.
Co prawda aparat Minolta 7, którym robiłem slajdy już dawno cieszy kogoś innego, ale do wczoraj w albumach na zaramkowanie czekało jeszcze pięć ostatnich rolek slajdów. Łącznie 180 klatek. I to jak zróżnicowanych – od cerkwi Bieszczad, poprzez rogalińskie dęby, zimową Wartę, oszronione drzewa czy otulone śniegiem ranniki.
Wczoraj usiadłem jednak, włączyłem przeglądarkę, zabrałem osprzęt i ciach – po godzinie wszystkie slajdy były już zaramkowane, opisane i siedziały sobie w przytulnym klaserze. Koniec. Rozdział zamknięty.
W planach mam dużą diaporamę – oczywiście analogową – ze slajdów, które mam. A mam ich naprawdę dużo :-). Takie slajdowe resume.
Ale powiem Wam jedno – warto było. Slajdy są (nadal) czymś wspaniałym.
Oczywiście slajdów nie porzuciłem – teraz robię je wyłącznie na średnim formacie. I mam takie przeczucie, że jeszcze długo będą mi towarzyszyły podczas fotograficznych eskapad.
Poniżej wybrane slajdy z ostatnich pięciu rolek – po jednym z rolki. Jakoś specjalnie nie wybierałem.
2 komentarze
A ja nie mogę się odkochać. To nastawianie slajdu na światło jest niepowtarzalne ;)) Myślę, że jedynym (skutecznym) sposobem na wyjście ze slajdowego małego obrazka jest…… Przejście na slajdowy średni format ;)) Pozdrawiam.
Waldku, tak też zrobiłem :-). I zakochałem się jeszcze bardziej, bo co średni, to średni.